"Wyłup"
Nie wstrząsnęło mną za bardzo gdy zaczęli wyłupiać oczy. Jasne, martwiłem się ale nie tak bardzo. To były sporadyczne nadużycia. Pojedyncze przypadki. Tu kogoś oślepili, tam kogoś oślepili. Jedno oko mniej, dziesięć, to nadal niewielkie liczby. Przyjąłem to do wiadomości. A jednak jakoś nieswojo. Nadepnąłem niedawno na gałkę oczną leżącą na ulicy. Tak po prostu. Musiałem coś krzyknąć bo ludzie odwrócili się w moją stronę. Podniosłem but. Czyjeś oko było już bardziej po prostu kawałkiem jakiejś okropnej mazi. Wszyscy zatrzymali się na ułamek sekundy i ruszyli dalej. Stałem tak patrząc na to oko i czułem się jakoś nieswój. Potem obudziły mnie wrzaski. Sąsiadowi spod 3A wyłupili oczy. Nawet wtedy do mnie nie dotarło. Zresztą to nie był dobry człowiek. Nigdy z nim nie rozmawiałem.
- Co się stało?
Zapytałem i wtedy sprzedawca odwrócił się w moją stronę. Zamiast oczu miał dwie grudy zaschniętej ropy. Ciekła mu ona po policzkach jak łzy. Wyłupili mu oczy a w rany najwyraźniej zdała się infekcja.
- Kto tu? - Zajęczał. - Pomóż mi.
Uciekłem stamtąd przerażony.
Tymczasem wciąż wyłupiają oczy. Zakradają się nocami do domów z wielkimi nożami. Nic nie mówią. Łapią cię i wyłupiają oczy. Potem odchodzą. Zawsze tak samo. Karetki niechętnie tam jeżdżą. Opatrują cię gdy wrzeszczysz przerażony. Twoja żona wezwała pomoc chociaż wahała się przez chwilę. Ale wezwała. Pomagają ci. Dezynfekują rany. Ból jest tak wielki. Robią to już rutynowo. W większych miastach dziennie po kilka przypadków. Zabierają cię karetką do najbliższego oddziału dla wyłupków. Tam dalej grzebią ci w oczach. Nikt się specjalnie nie przejmuje. Rutyna. Byle szybko bo pozostałe problemy medyczne nie tylko nie zniknęły ale jest ich o wiele, wiele więcej.
Wszystko zaczyna się sypać. Na chwilę przejmuje jeszcze władzę wojsko, ale morale w ślepej armii jest rekordowo niskie. Brak specjalistów. Chirurgów szkoli się na 3 dniowych kursach dla lekarzy rodzinnych i ratowników medycznych. Ślepnie internet. Zamierające fora pełne są przerażenia. Ostatnich dokumentów sprzed Wyłupu.
"Moja matka i ojciec to wyłupki. Ja mam 15 lat i nikt mi nie pomaga. Nikt. Nie dostaję ani grosza od państwa. Nikt do mnie nie przyszedł, nikt się nie spytał nic. Kazali mi zabrać rodziców ze szpitala. Razem z nami jest 5 letnia Emilka. Ja, Emilka i dwoje ślepców pogrążonych w rozpaczy. Nie wiem co robić. Nie mamy jedzenia. Oni wariują. Zamykam ich w pokoju, boję się. Nikt nie przyszedł. Kazali zabrać. Tak bardzo się boję."
Ostatni wpis na Facebooku. Ciało znaleziono po dwóch miesiącach. W pokoju obok ciała kobiety i mężczyzny w średnim wieku oraz dziecka. Na ciele dziecka liczne rany szarpane. W żołądkach kobiety i mężczyzny ludzkie mięso
"Zamordowałem swoją żonę. Gdy wyłupili jej oczy nie wezwałem nikogo. Widziałem, że się wykrwawia. Przysięgam wam, że potem była spokojna i dziękowała mi. Gdy zobaczyłem jak umiera uśmiechnięta wiedziałem, że zrobiłem właściwie. Powiedziałem im potem, że spałem w drugim pokoju. O nic właściwie więcej nie pytali. To już chyba dla nich też rutyna. Nie oceniają. Zabrali ciało do kremacji. Uśmiechała się, przysięgam."
+278
wiecej komentarzy (209)
@babubab wszystko będzie dobrze mirku +190
@voltrok rozumiemy +23
...
@arste jebany morderca -98
A potem trauma. Trwale niszcząca umysły trauma. Gdy po jakimś czasie ocknąłem się ze stuporu w jaki zazwyczaj wpada się po uczestnictwie w rzezi nie działało już zupełnie nic.
Kolejne tygodnie były bardzo ciche.
Z błogosławionego otępienia anhedonii wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Głośny, szorstki, bolesny wręcz hałas. Potem nastąpiło walenie w drzwi i wreszcie krzyki:
- Hej! Wiem, że tam jesteś, odezwij się!
Zamarłem. Grawitujący do ziemi zwisający z nosa gil zatrzymał się nagle. To stary Wąsicki. O kurwa. Stary Wąsicki z parteru, przeklęty dziad jeszcze żyje.
- Porozmawiajmy! Jak sąsiedzi! Znasz mnie przecież. Słuchaj! Nie wiem jak ty ale ja zaczynam mieć problem z jedzeniem. Nie wiem, może masz jeszcze ale i tak ci się skończy. Nie wyszedłbyś ze mną na miasto? Razem będzie bezpieczniej...
Mówił i mówił a ja siedziałem skulony pod ścianą modląc się by sobie poszedł. By zamiast niego przyszli wyłupić mi oczy. I przy okazji mogą też przekłuć bębenki w uszach.
- Otwieraj kurwa te drzwi! - Grad uderzeń, dzwonek dzwoni nieprzerwanie - Otwieraj kurwa! Wiem, że jesteś widziałem jak wbiegasz do klatki a nie widziałem żebyś wychodził! Obserwuję klatkę cały czas! Cały czas kurwa! Człowieku oni mnie zajebią! Ja chodzę o lasce kurwa! Mam 89 lat! Pomóż mi! Ja też mogę ci pomóc! Zapłacę ci kurwa! Nie jadłem od trzech dni!
Siedzę. Gil zwisa. Oczy szeroko otwarte. Milczę. Starzec wali jeszcze trochę w drzwi i odchodzi. Po jakimś czasie słyszę jak uderza w drzwi gdzieś na wyższym piętrze. Po chwili ktoś wpuszcza go do mieszkania.
Powraca cisza.
Pewnego dnia ulicą przeszła procesja. Oglądałem ją z okna. Byłem już wtedy na wpół oszalały z zalewu grozy, ale to co zobaczyłem pokazało, że wszystko co najgorsze dopiero przede mną. Najpierw szły wyłupki. Zawodzące, przerażone istoty. Świat wokół nich zmienił się w chaotyczną orgię śmierci. Ich ciała są połamane, ich twarze nie są twarzami ludzi. To nie są ludzie. Na pozór bezładnie miotają na około rękoma, obwąchują, macają, warczą na siebie i gryzą. Jest w tym jednak coś niewidzialnego. Coś sterującego tą na pozór chaotyczną masą bezmyślnego mięsa. Jest ciemno i nie dostrzegam dobrze twarzy ludzi idących potem. Wyglądają normalnie. Uśmiechają się. Mają broń. To pasterze.
Spałem gdy przyszli. Zerwałem się nagle z podłogi tylko po to by jednym z oczu nadziać się na nóż. Drugim okiem zdążyłem jeszcze zobaczyć czyjeś dłonie i skrytą w ciemnościach sylwetkę. Potem nie było już oczu.
Zobaczyłem. Zobaczyłem Nicość. Samą Nicość. Nigdy już nie miało być nic oprócz Nicości. Z nicością nie ma kompromisu.
Kolejne dni były ciężkie. Musiałem dużo wrzeszczeć, dużo wyć z bólu i rozpaczy. I głodu, pragnienia. Musiałem dużo krzyczeć, bo gdy przyszli nie mogłem wydusić ani słowa. Nie rozumiałem co się dzieje dookoła mnie. W malignie gorączki słyszałem głosy. Dźwięk był teraz moim jedynym towarzyszem. Nie wiedziałem czy jest noc czy dzień, co się dzieje, słyszałem uderzenia. Ktoś bardzo długo wyważał drzwi. Wreszcie dostał się do środka. Słyszałem kroki. Podłoga skrzypiała. I glosy. Jeden z nich rozpoznałem. Był to głos starego Wąsickiego. Człowieka, któremu nie otworzyłem drzwi.
- Jest. Tu leży.
Kolejne kroki i inny głos.
- Jebie skurwiel jak gówno. Jesteś pewien, że to nie gówno?
Znowu Wąsicki.
- Żadnego gówno. To ten spod szóstki. Siedzi tu już ponad pół roku zasraniec. W swoich szczynach.. Będzie trzeba umyć.
Potem kroki. Zapach inny. W ogóle jakiś zapach.
- Dobra jest dziadu. Dobrze jest. Grunt, że żywy. No i młody jeszcze. Zrobimy z niego człowieka.
Śmiech, dużo śmiechu. Dalej pamiętam tylko ten śmiech. Śmiech z nicości.
Nie wiedziałem gdzie mnie umieścili. Przez wiele dni nie słyszałem ludzkiego głosu. Tylko wrzaski bezrozumnych ludzkich zwierząt. Zwierzęta te wszystkie żyły stłoczone w ciemnościach. Ich "ludzkość" została zredukowana do insytunktownych reakcji. Obóz koncentracyjny Pawłowa. Gdy pewien hałas wtedy jedzenie. Istoty z którymi zamknięto mnie w ciemnościach. W smrodzie. W gnijących nagich ciałach ślepców.
Nie do końca wiem jak przeżyłem pierwsze pół roku. Wrzucili mnie tam i zamknęli drzwi. W panice macałem naokoło i słuchałem. Dotykałem wstrętnych, wychudzonych zwierząt. Słyszałem zwierzęce jęki. Byłem ściśnięty w piekle.
Usłyszałem dźwięk otwieranego włazu. Tak skojarzyłem. Jak zamknięty w bunkrze bez żadnej nadziei ratunku. Nie ma już policji. Gazet. Polityków. Jestem tylko JA i te ciała, ten smród, ta wilgoć, ten głód. W nicości. W kokonie dotyku.
Raz dziennie wrzucali mięso. Tak odrobinę. Dość by część ślepców przetrwała. Gwarantuję wam wszystkim - po miesiącu takiego życia zaczynacie jeść mięso ludzi. W tym piekle doszło do czynów o których nie sposób mówić. Ty tego nie widzisz. Ty tyko dotykasz. Tylko czujesz. Ślepcze.