czwartek, 28 kwietnia 2011

welcome to the unholy city

in some form or another everyone must pay a visit to the uholy city
there is simply no avoid it since everything has been designed to lead you to this place

any road may present a detour that unexpectedly sends you on your way into the great barren landscape where only a sliver of horizon wavers in the empty distance
and no road signs exist to hint at your destination

any hospital may be equipped with the special elevator where someone wheels you inside and then quickly abandones you
as the doors clamp tightly closed you finally notice that there are no buttons to push
no controls of any kind
this is when the elevator begins to move
dipping and twisting like a carnival ride
taking you toward the unholy city

after enduring such episodes, or others of a smiliar sort you may only wake up screaming
vowing to never again close your eyes in sleep
or you may fall into a fever that no thermometer is able to indicate and from which there is no recovery

in more extreme cases you begin to glimpse a blackness like none you have ever seen
and wonder for a time whether this blackness is inside your head or outside
which makes no difference once it begins to compose the outline of the unholy city you're about to enter

Skończyłem wreszcie "Conspiracy against the human race".

W zasadzie na tym mógłbym zamknąć swoją przygodę z filozofią. Chyba tak zrobię. Trochę mi szkoda, ale rzecz zwyczajnie nie jest warta wysiłku. Postanowione więc.

A ten utwór Phallus Dei jest fantastyczny. Śpiewa gościnnie John Walker, nie wiem czy to ten John Walker ale innego co by pasował nie znajduję.

wtorek, 19 kwietnia 2011

calm sadness of the inevitable

Marge Simpson: Don't you have any follow-through on anything?

Homer Simpson: What's the point? We're all slowly dying.

(The Simpsons, s.18, ep.3)

Kiedyś pamiętam zapaliłem jointa, włączyłem sobie Simpsonów i pomyślałem żeby spróbować pooglądać ich na poważnie, udawać, że to wszystko jest całkowicie serio i po prostu przestawia perypetie jakiejś rodziny. Więc oglądam i Homer jedzie samochodem na uczelnie, bo się okazało, że musi skończyć studia bo go z pracy wyrzucą. I mówi: "o rany idę na studia, szkoda, że mój ojciec tego nie dożył" a w tym momencie z tylnego siedzenie zrywa się Abe Simpson (ojciec Homera) i krzyczy "hej!" na co Homer "Jak długo tam siedzisz?" a Abe smutnym głosem "Trzy dni".

ło... a więc ten stary człowiek dostał się jakoś do samochodu swego syna i przez trzy dni go nie opuszczał? Co on tam robił? Co jadł? Co pił? Gdzie załatwiał swoje potrzeby? Trzy dni to sporo czasu. Nocami spał skulony na tylnym fotelu samochodu w zimnym garażu? To jest chyba jakaś oznaka bardzo poważnej demencji starczej. Gdyby Homer nie wywołał jego reakcji kto wie jak długo jeszcze tkwiłby w tym dziwacznym schronieniu? Pewnie w końcu by tam umarł. Co za koszmar. :|

piątek, 15 kwietnia 2011

everything is better when you do it psychedelic-style


Toothpaste For Dinner to kolejny mój ulubiony komiks internetowy. Matko jak mi się strasznie nic nie chce.

A i jeszcze jedno - psychedelic ballet. Balet to w pewnym sensie całkowicie martwa sztuka. Ale właściwie czemu? I czy musi tak być?

Psychedeliczny balet.

wtorek, 12 kwietnia 2011

piwo ze słoika

Podsumowanie snów z ostatniego tygodnia:

Zostałem pożarty przez gigantyczną meduzę, uczestniczyłem w kosmicznej wojnie, odwiedziłem Matta Parkera i Trey'a Stone'a w Paragwaju i jeden z nich dał mi piwo ze słoika, rozmawiałem z 10-letnią dziewczynką o podejrzanie antysemickich poglądach, zrobiłem sobie tatuaż na ramieniu (śliczny kwiatek...), zatrudnili mnie w jakiejś elektrowni mimo, że zwyzywałem przełożonego a na teście kompetencyjnym nie odpowiedziałem na ani jedno pytanie, przechodziłem z V. przez tory w miejscu niedozwolonym i nas złapali, ale nie dostaliśmy mandatu a w Katowicach widziałem jak gigantyczny Chochoł (czy coś takiego) zaatakował podest z papieżem i grupą kardynałów i wszyscy się zwalili na łeb na szyję. Było dużo radości.

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Koniec.


Dobra, dosyć tego. Rzuciłem palenie. W tej chwili. Tydzień-dwa się pomęczę i z głowy. Nie będę już wyglądał cool wprawdzie, ale może chociaż lepiej się poczuję i będę mógł na trzecie piętro wejść normalnie.

środa, 6 kwietnia 2011

*

To absurdalne. Naprawdę absurdalne. Pośród całego tego zamieszania, całej grozy, bezsilności, śmierci i rozpaczy. Pośród wszystkich tych wściekłych przekleństw, pijackich ucieczek i trywialnych tragedii mam ciągle wrażenie, że pewnego dnia zwyczajnie spotkamy się idąc ulicą. Gdzieś nagle w środku tego surrealistycznego tornada nastąpi niezwykły moment, kiedy nasze ścieżki odnajdą się i oboje bez chwili wahania rozpoznamy, że uczucie, które pojawia się w nas to miłość. Chociaż nie widzieliśmy się już tyle lat i tak wiele musiało się wydarzyć w twoim życiu, tak bardzo musiałaś się zmienić, ja mam wciąż mam wrażenie, że niezawodnie rozpoznam cię i ty też z całą pewnością poznasz mnie. Wiem jak to brzmi ale ja naprawdę podświadomie czekam na ten moment i raz na jakiś czas (co miesiąc, dwa, pół roku) nagle zatrzymuję się i rozglądam uważnie dookoła wypatrując ciebie. Oczywiście nie spotykamy się, bo ja mam swoje życie, ty masz swoje i na pewno jesteś już zupełnie kimś innym niż wtedy, gdy znaliśmy się, wiele lat temu. Może nawet nie żyjesz, może umarłaś już dawno i moje oczekiwanie nie ma w ogóle żadnego sensu. Zresztą nawet jeśli nadal trwasz w tej śmiertelnej powłoce to przecież kim jesteś teraz? Kim ja jestem dla ciebie? Nawet więc jeśli pewnego dnia rzeczywiście zobaczymy się na ulicy raczej nie padniemy sobie w ramiona, ot, powiesz mi "cześć" i odejdziesz. Może więc lepiej byśmy się jednak nie spotykali, może lepiej byśmy nie widzieli się już nigdy, bym mógł dalej spokojnie czekać na ciebie z dziwaczną, głęboką pewnością, że kiedyś nasze odrębne światy uderzą o siebie i natychmiast eksplodują wszechogarniającą miłością. Bo ja mam taką pewność i będę czekał, dokładnie właśnie na ciebie chociaż nigdy nie byliśmy blisko i chociaż nie widzieliśmy się już tyle lat i właściwie jesteś w mojej pamięci tylko strzępami kilkudziesięciu obrazów, i chociaż ja w twojej pamięci zapewne jestem tym samym.

najokrutniejszy miesiąc to kwiecień

Dzisiaj m.in. śniło mi się, że rozmawiam z koleżanką ze studiów. Przez całe studia chciałem się z nią umówić, ale rzecz jasna nigdy się nie zebrałem na odwagę i udawałem, że wcale nie mam ochoty się z nią umawiać i w ogóle przecież whatever. Więc dzisiaj mi się śniło, że się spytałem czy by nie chciała umówić się ze mną. Powiedziała "Nie."

:|

niedziela, 3 kwietnia 2011

skończyła mi się paroksetyna

*

woman gives birth to a hand of dust
nurse tries to hold it together but then
doctor sneezes and the dust
is blown away

------

*

it wasn't always like this
I can vaguely remember something else

a time before the fog
before your faces were swallowed
by the dark shapeless void
before your voices disintegrated
and turned into random scratchings
with no meaning
before feelings detached
like sick branches of a diseased tree
fell to the ground
and rotted away

it wasn't always like this
visions of something different
haunt my chaotic dreams

like parasites feeding on misery
they bring nothing but longing
with nothing to long for