wtorek, 16 stycznia 2018

proza

Sprowadziłem demona i nic od niego nie chcę. Tak go trzymam jak zwierzątko domowe. Po prostu narysowałem doskonały pentagram wpisany w okrąg, naniosłem wszystkie symbole i wypowiedziałem inkantację. Przybył. Musiał przybyć takie są reguły. Wezwany Demon musi przybyć. I nie może opuścić magicznego pola. No i przybył i wiadomo, najpierw groził, wściekł się nie na żarty. Ja sobie siedziałem, odpaliłem Warcrafta III i gram sobie. Nazywam go Andrzej. Magiczny krąg wyrysowałem w lewym kącie salonu. Stoi tam więc Andrzej obok konsolki i robi za ozdobę. Zapraszam gości i wiadomo od razu pytają "a to Andrzej, mój domowy Demon. Przywitaj się Andrzeju." i Demon burczy coś albo w ogóle się nie odzywa tylko gapi. Tak było na początku. Teraz to wydaje mi się, że go trochę zepsułem już. Lata dziwnej tortury sprawiły, że oszalał. Tyle już jest ozdobą salonu, że zaczął faktycznie upodabniać się do przedmiotu. Ja starałem się z nim gadać i w ogóle. Podczas obiadu pytałem "Andrzeju, musisz skosztować tej gęsi!" i tam czasem odpowiadał "Sram na twoją gęś" czy coś co wzbudzało powszechny aplauz u i tak już zafascynowanej publiczności. Od kilku lat jednak w ogóle się nie odzywa. Ba, nawet się nie rusza. Czy zepsułem mojego Demona?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz