Bunkier (2)
Nie miałem pojęcia, co tak przyciąga Ojca w to miejsce, stał na skraju przepaści niczym wszechpotężny dyrygent, władca spienionych mórz. Mnie i siostrę stanie w miejscu szybko nudziło, jakkolwiek widok istotnie był niesamowity, potrzebowaliśmy ruchu. Chcieliśmy jeszcze pobiegać wśród zalewanych wodą, błotnistych korytarzy dawnych fortyfikacji. Ojciec wprawdzie chciał mieć nas na oku, ale pozwalał nam odejść, a potem jakby zupełnie zapominał o naszym istnieniu. Biegaliśmy więc dalej, skakaliśmy, padaliśmy w błoto śmiejąc się tym jedynym prawdziwym śmiechem, który znają tylko dzieci. Zabawne, jak śmieszna może być wojna. Z czasem deszcz ustawał i słyszeliśmy pokrzykiwania Ojca, który najwyraźniej uznawał, że morze jest już zbyt spokojne by zaspokoić jego dziwaczne upodobania. Nie oznaczało to jednak końca wycieczki. Końcem wycieczki był zawsze Bunkier...
Przyznaję, że na wybrzeżu było wiele niesamowitych, starych, przeżartych rdzą i pokrytych pleśnią instalacji, ale to właśnie Bunkier przyciągał nas wszystkich, nawet Ojca. Przyczyną tego był prostu fakt: nikt, nigdy (nigdy?) nie spenetrował wnętrza Bunkru. Jego ciemność kryła w sobie Nieznane. Owszem, często podchodziliśmy pod wejście z latarkami i staraliśmy się dojrzeć jak najgłębiej w mrocznych korytarz, ale nigdy nie dostrzegliśmy żadnej przeciwnej ściany. Najwyraźniej Bunkier schodził w dół, głęboko w ziemię, zbyt głęboko, by nasze latarki mogły odkryć coś więcej oprócz nieudolnych graffiti na ścianach. Graffiti też zresztą urywały się w jednym miejscu i dalej ściany pozostawały puste. Za każdym razem, kiedy wracaliśmy z wycieczki przystawaliśmy przed Bunkrem i spekulowaliśmy na temat co też może on kryć w swej głębi. Na pewno nic przyjemnego, gdyż zapach jaki dochodził z czarnej dziury był okropny. Być może były tam zapomniane szkielety żołnierzy z czasów Wielkiej Wojny, być może jakieś tajne dokumenty, być może, być może, być może. To "być może" było jednym z przekleństw mojego dzieciństwa. Ja nie chciałem "być może", ja chciałem wiedzieć. Przez to wszystko pod koniec wycieczki robiłem się drażliwy, a moje wypowiedzi zamieniały się w ciche burknięcia, do których zawsze dodawałem jakąś uwagę na temat Bunkru. Siostra moja i Ojciec również byli go ciekawi, ale daleko było ich ciekawości (siostrę przerażał przede wszystkim smród, a ojciec chyba był po prostu "zbyt dorosły" by wałęsać się po rozlatujących się, cuchnących bunkrach) do mojej.
Moja powoli zamieniała się w obsesję.
7 lat temu
Wszyscy chodzimy po trupach, jeden depcze trupa drugiego
OdpowiedzUsuńA znasz w Gdyni Torpedowaffenplatz Hexengrund? Są w Gdyni 2 poniemieckie torpedownie, jedna wciąż jest używana przez wojsko tylko oczywiście do innych celów. Ale Torpedowaffenplatz Hexengrund nic nie przebije, to jest STREFA
OdpowiedzUsuńJeszcze kontynuując wątek bunkrów i Babich Dołów, istnieje historia uwięzionego po II wojnie Niemca, który przeżył pod ziemią (tu znajduję różne wersje, w zależności czy chodzi o tę samą historię czy jeszcze inną) 1-3 lat.
OdpowiedzUsuń#1
Rosyjscy żołnierze wyprowadzili na zewnątrz człowieka w szczątkach niemieckiego munduru. Twarz miał bielszą od kartki papieru! Oczy przewiązano mu ciemną opaską. Zapytał po niemiecku: "Polacy, czy Rosjanie?" Ktoś odpowiedział, że Polacy. Wtedy jeniec odetchnął z ulgą. Zapytał jeszcze, czy wojna już się skończyła. Następny Niemiec spojrzał w słońce. Upadł na ziemię i zmarł. Tego pierwszego przewieziono do szpitala. Przed śmiercią zdążył jeszcze opowiedzieć, co działo się pod ziemią. (...) w podziemiach znaleziono jeszcze 15-17 ciał. Bunkier wybudowany był jako magazyn żywnościowy. Na początku pewnie działał jeszcze wewnętrzny agregat i świeciły lampy. Potem pozostały tylko świece. Zapas na lata, podobnie jak żywności i wody. Niemcy zostali uwięzieni w bunkrze w ostatnich dniach walk. Jedna z bomb spowodowała zasypanie włazu do bunkra. Niemiec, który przeżył opowiadał, że uwięzieni ludzie urządzili w lochach państwo. Prowadzili prywatną wojnę, podzielili się na dwie przeciwne frakcje, walczące na śmierć i życie. Strzelali do siebie w ciemnościach, rozjaśnianych blaskiem świec. Jeden esesman zwariował - obwołał siebie księdzem. Wybudował ołtarz i kazał się modlić. W jednym z pomieszczeń składano ciała zabitych i zmarłych. Woń rozkładających się ciał była nie do wytrzymania.
#2
Otóż udało się odgruzować wejście do podziemnego bunkra pod płytą lotniska. Zrobiono przejście i znaleziono - rzecz wręcz nieprawdopodobna - żywego niemieckiego żołnierza, który przebywał tam ponad rok od zakończenia wojny. Był we wnętrzu w momencie wysadzenia bunkra. Miał szczęście, że przebywał w pomieszczeniu magazynowym z konserwami, pojemnikami z wodą i z odzieżą. W tym pomieszczeniu, z sufitu wychodziła rura, ta widziana z zewnątrz. Doprowadzała świeże powietrze i dawała widok na mały krążek nieba. Zadziwiająca była odporność psychiczna tego człowieka, który potrafił przeżyć ponad rok samotnie (?) zamknięty w tej ciemnicy, a do tego potrafił jeszcze odpowiedzieć na usłyszane stuknięcia. Przyzwyczajony do absolutnej ciszy, jak wytrzymał tę orgię hałasów, gdy każdy do niego stukał? Przewieziono go z zasłoniętymi oczami do szpitala Marynarki Wojennej w Oliwie, tam umieszczono w zaciemnionym pokoju i powoli, przez kilka miesięcy adaptowano do normalnych warunków. Po podleczeniu odesłano go do Niemiec.
No ale to taka tylko dygresja :)
-EN