Psychoterapeuta poradził mi pisać więc piszę. Zasadniczo mam teraz jeszcze urlop od psychoterapii, bo najwyraźniej psychologowie mają ponad miesiąc wolnego w roku, nieźle.
Kwestią nad którą zastanawiałem się szczególnie ostatnio to standardowo etyczna strona posiadania potomstwa. Cały czas waham się czy rozpocząć projekt anty-natalistyczny i z jednej strony jestem całkowicie przekonany o swojej racji (rozmnażanie się jest bardzo poważnym wykroczeniem etycznym, być może poważniejszym nawet od morderstwa) a z drugiej martwi mnie myśl, że mógłbym kogoś takimi poglądami skrzywdzić, no i co jeśli ktoś faktycznie stwierdzi że mam rację. Druga sprawa, powiązana istotnie z pierwszą, to moja własna sytuacja. Z pewnych względów można przyjąć, że moja sytuacja psychiczna jest niestandardowa (dysfunkcyjna). I tak też zresztą myślałem o tym do niedawna. Do niedawna bo ostatnio spróbowałem spojrzeć na swoją sytuację z pewnego dystansu. Obecnie mam już 27 lat, jest to okres w którym teoretycznie powinienem porządkować swoje życie, żenić się i rozmnażać - to jest NATURALNA kolej rzeczy. Tymczasem słowa nie oddadzą przerażenia jakie mnie ogarnia na myśl, że mógłbym być "ojciem". I jestem bardzo daleki od myśli, że ten pogląd wynika z "dysfunkcji" mentalnej. A zatem to co uznawałem zawsze za "przekleństwo" jest w rzeczywistości BŁOGOSŁAWIEŃSTWEM. Jakkolwiek wiele mam na sumieniu jestem wolny od tego najpoważniejszego "grzechu" jakim jest rozmnażanie. I tak już zostanie, tego przynajmnej jestem pewien. Jak tylko dam radę finansowo dokonam wazektomii, mimo świadomości, że wiąże się to z efektami ubocznymi. A zetem psychiczna dysfunkcja czy nie koniec końców wszystko układa się znacznie lepiej niż gdybym był "normalny". Serio, gdybym w tym momencie miał dzieci to dopiero miałbym POWAŻNY problem i mogłoby to się skończyć POWAŻNĄ tragedią. Myślę, że mógłbym zabić swoje dziecko.
Czyli wszystko jest w porządku. Mniej więcej.
7 lat temu
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze dzięki za komentarz :) acz po drugie nie dojdziemy do porozumienia. Nie "strach przed rodzicielstwem" mnie motywuje tylko PEWNOŚĆ, że dziecko, jeśli będzie miało to (nie)szczęście i przerodzi się w dorosłego znajdzie się w takiej samej beznadziejnej sytuacji jak ja, jak my wszyscy. Narzucanie tego jakiejkolwiek istocie jest etycznym wykroczeniem najwyższej miary. Nie ma w tym nic "Dobrego", nie ma nic "romantycznego", nie ma nic oprócz groteskowej grozy bytu.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNie ma sensu zycia, szukanie sensu zycia to zajecie głupców, rownie dobrze mozesz szukac garnca zlota na koncu teczy. Nasza dyskusja do niczego nie doprowadzi, nie masz dostatecznie oczyszczonych filtrow kulturowych - wiecej Szopenhałera, Ciorana i Ligottiego :P
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńheh, a to racja w sumie, że to moja piaskownica więc sobie będę pozwalał :P Ale to i tak nie "szczerość", szczery to nawet we własnej głowie nie jestem.
OdpowiedzUsuńa radził pisać na zewnątrz?
OdpowiedzUsuńten psychoterapełta?